niedziela, 31 lipca 2011

[011]

 - Dasz radę, dasz radę - powtarzałam sobie w myślach pchając pod wielką górę rower podczas 30-sto stopniowego upału. Babcia wysłała mnie na zakupy, a teraz męczyłam się z drogą powrotną. Nie jeździły żadne samochody, co kawałek wybudowany był jakiś dom, ale jak na złość - żadnego drzewa, które dałoby choć trochę cienia! Byłam już niedaleko, ale musiałam się chwilę zatrzymać, było mi gorąco, słabo i chciało mi się pić, już powoli chciałam się dobierać do mleka z siatki, kiedy nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu
- Cześć, pomóc ci? - Była to Karen, włosy miała upięte w wysoki koński ogon, a na nich opaskę, na nogach miała lekkie buty do biegania, sportowe spodenki i bluzkę na ramiączkach, w ręku trzymała iPoda, a na karku zwisały jej słuchawki. Zaczęłam się do niej porównywać: na nogach miałam czarne zniszczone trampki, wydarte jeansowe spodenki, następnie ciemną bluzkę z dziwnym nadrukiem, a moje kruczoczarne włosy latały we wszystkie strony. Powoli zaczęłam zastanawiać się, czy stereotyp o tym, że każda wieś jest zacofana nie został właśnie obalony. Karen była chyba wyrocznią stylu, nawet podczas biegania w największym upale wyglądała stylowo, a z tą swoją figurą modelki zrobiłaby niezłą karierę, gdyby tylko wyniosła się z tej wioski. Moje rozmyślenia przerwała mi machająca przed oczyma ręka Karen
- Nie, dzięki, a tak w ogóle myślałam, że się obraziłaś.
- Obrażanie się, jest dla dzieci, ja się tylko zdenerwowałam - uśmiechnęła się - Może jednak pomogę przytachać cito do domu, a potem wezmę cię na wieś, spotkasz nowych znajomych - Karen była bardzo podekscytowana, mnie nie do końca podobał się ten pomysł, ale skinęłam tylko głową i zaczęłam pchać rower pod tą gigantyczną górę. W przeciągu kilkunastu minut znalazłam się w domu. Musiałam się przebrać i odświeżyć, więc zaprosiłam dziewczynę do środka, a sama pobiegłam pod prysznic. Ubrałam siwą koszulkę z logiem jakiegoś zespołu, czarne, sportowe szorty, a włosy spięłam w "byle jaki" kok. Karen dziwnie na mnie popatrzyła i stwierdziła
- Musisz się przebrać -pociągnęła mnie za rękę do pokoju, mówiąc po drodze - Tak, to jest wieś, ale znowu bez przesady... Jesteś piękna, ale to jak się ubierasz to... nie przejdzie u nas, pokaż co masz w szafie, to coś wykombinujemy - wparowała do szafy i zaczęła wyciągać z niej same kolorowe ciuchy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Zaraz rzuciła w moją stronę parę białych szortów oraz luźną bluzkę na ramiączkach w morskim kolorze, z walizki wyciągnęła białe atmospherki i kazał mi rozpuścić i wyprostować włosy. Na nic nie miałam ochoty, w szczególności na jakieś przebieranki i strojenie się... Ale nie chciałam robić przykrości Karen.
Kiedy już pozwoliłam ze sobą zrobić, co tylko zapragnęła dziewczyna wyszłyśmy na dwór
- Gdzie najpierw? -zapytała
- Czy ja wiem... Może mogłabym zobaczyć szkołę?
- Świetny pomysł! To idziemy - po drodze Karen opowiedziała mi o wszystkich i wszystkim co się zmieniło od czasu mojej przeprowadzki. Tak się rozgadała, że nie zauważyła, kiedy doszliśmy na miejsce
- Eee... Karen, nie chcę Ci przerywać, ale chyba jesteśmy - wskazałam palcem na budynek
- A tak! Zagadałam się, teraz musimy się jakby troszkę włamać, ale spokojnie... Robiłam to nie raz, więc nie ma się czego obawiać, ale jak nie chcesz to...
- Meg! Ucisz się i chodźmy, nie takie rzeczy się robiło - przerwałam jej, a ona pociągnęła mnie za rękę na tyły szkoły, skąd weszłyśmy przez okienko prowadzące do piwnicy, a z piwnicy schodami prosto na hol
- O! Odnowili - przejechałam ręką po beżowej ścianie do połowy wysadzanej maleńkimi kamyczkami. Pod ścianą stały trzy zielone tablice informacyjne na kółkach, obok dwie ławki, na przeciwko duże szklane drzwi prowadzące na boisko szkolne i kilka klas oraz sekretariat i sklepik. Nad drzwiami prowadzącymi na mały korytarz wisiały tabla poszczególnych klas. I to właśnie tam zatrzymałam swój wzrok. Szybko odszukałam  mojej klasy i wybuchnęłam śmiechem, Karen podążyła wzrokiem i kiedy zobaczyła z czego się śmieję, zawtórowała mi.
- Byliśmy na prawdę uroczymi krasnalami - skwitowała - Ale jak zobaczysz Ryana, to zauważ, że prawie w ogóle się nie zmienił
- Żartujesz, dalej ma takie długie włosy?
- Ale jaki przystojny - Karen zaśmiała się - Tak w zasadzie to... - zerknęła na mnie i odwróciła wzrok - chodzimy razem
- Do tej samej szkoły? - nie zrozumiałam o co jej chodzi
- Nie do końca - oblała się rumieńcem - jesteśmy razem, no wiesz... para - zaczęłam się śmiać, byłam pewna, że sobie ze mnie żartuje. W zasadzie oni zawsze mieli się ku sobie, ale żeby po tylu latach... W reszcie dotarło do mnie, że ona mówi prawdę, momentalnie przestałam się śmiać
- Oh... To... bardzo... ee... fajnie! - uśmiechnęłam się do niej zakłopotana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz