- Siadaj złotko, bierz kanapki, a ktoś na ciebie czeka na dworze - babcia podsunęła mi pod nos talerz z kanapkami, dziadek oglądał telewizor, ciocia z wujkiem zaszyli się na pierwszym piętrze, a mamy nie było.
- Mhm - powiedziałam biorąc kromkę - A gdzie mama?
- Musiała pojechać po coś do domu.
- Jak to?
- Chyba lepiej by było, gdyby powiedziała ci o tym mama, ale i tak i tak się dowiesz, więc ci powiem... - babcia zrobiła krótką pauzę - Przeprowadzacie się tutaj - kęs utknął mi w gardle, zaczęłam się dusić, babcia szybko dała mi herbatę i z ulgą zrobiłam wielki wdech.
- Ale... Przecież ja mam tam szkołę, znajomych, dom, TATĘ! Całe moje życie! Nie możecie mi tego zrobić! - gwałtownie wstałam od stołu i pobiegłam do pokoju. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, babcia poszła za mną, ale zrezygnowała i nie weszła do pokoju. Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi
- Proszę! - wrzasnęłam, siadając niedbale na krześle obrotowym przy biurku
- Można? - w drzwiach ukazała się smukła blondynka o bladych, podchodzących pod siwy kolor oczach, miała na sobie czarne rurki i biały top, w ręku trzymała czerwoną bluzę. Szybko poprawiłam się na krześle i intensywnie się jej przyglądałam, zauważyła to i powiedziała
- A! No tak, nie poznajesz mnie?
- Przepraszam, ale jakoś... nie bardzo...
- Cóż się dziwić, ja też ledwo cię poznałam, gdybyśmy się minęły na ulicy pewnie nie zwróciłybyśmy na siebie uwagi i przeszły obojętnie, a...
- Czekaj, czekaj! - przerwałam jej - Taka rozgadana może być tylko Magpie! - roześmiała się na głos, a ja podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Magpie, a właściwie to Karen była moja najlepszą przyjaciółką od piaskownicy, należała do tych osób, z którymi wiązałam całe moje dzieciństwo.
- Jak fajnie znów słyszeć moje stare przezwisko, teraz już nikt tak na mnie nie mówi.
- Oh, przepraszam Karen.
- Za co ty mnie przepraszasz? Może ludzie znów sobie przypomną stare, dobre czasy - puściła mi oczko, wskazała na łóżko i zapytała
- Mogę?
- Jasne, siadaj. Przepraszam, że tak nie mile cię przyjmuję i że nie wyszłam do ciebie na dwór, ale babcia właśnie oznajmiła, że zamieszkamy tutaj z mamą, a ja jakoś... nie potrafię sobie tego wyobrazić - uśmiech zniknął z jej twarzy i posmutniała
- Myślałam, że będziesz się cieszyła, że wracasz na stare śmieci, do starych przyjaciół...
- Ehh... - wzdychnęłam - Tutaj spędziłam tylko dzieciństwo, to tam są teraz moi znajomi, przyjaciele, szkoła...
- TYLKO dzieciństwo - powtórzyła za mną - w takim razie chyba nie mamy o czym gadać - Karen wstała i wyszła
- Karen, czekaj! No gdzie idziesz!? Kaaaren... - szybko zbiegła po schodach i udała się do wyjścia, nie chciało mi się za nią biegać, a z resztą... ledwo ją znałam, przecież tak się zmieniła... nie mamy już wspólnych tematów, gdybym zaczęła jej opowiadać o moich znajomych, o naszych akcjach nic by nie rozumiała. Ja też nie znam jej klasy ani znajomych, a w ogóle - nie mam zamiaru tutaj mieszkać! Z drugiej strony: nie chciałam jej urazić, jednak jest między nami jakaś więź, przecież tak swobodnie zaczęłyśmy gadać.
- Muszę to przemyśleć - mruknęłam do siebie pod nosem rzucając się na łóżko.
***
No więc - jest 10. rozdział, długo mi to trwało, ale mam zamiar kontynuować to opowiadanie i rozdziały dodawać regularnie, tylko - więcej komentarzy! :)