niedziela, 14 listopada 2010

002.

 W moją stronę biegł jakiś blondyn, kiedy mnie zobaczył odsunął się o krok
- Co? - zapytałam, widząc jak się zmieszał, rozpoznałam w nim nieznajomego chłopaka z holu
- Nic, chciałem tylko zapytać, gdzie jest sala biologiczna...
- Idę w tamtą stronę, jak chcesz to chodź - nie czekając na odpowiedź czy jakiś gest ruszyłam przed siebie, słyszałam jego kroki za sobą
- Jak masz na imię? - zapytał w pewnym momencie, przerywając ciszę, która mi jak najbardziej odpowiadała
- Żeby była jasność: rodzice nadali mi najgorsze imię na świecie - Lilly, ale wszyscy mówią na mnie Caroline...
- Bardzo ładne imię, ja nazywam się Christian, ale wszyscy mówią Chris - nic nie odpowiedziałam, nie obchodziło mnie, jak nazywa się jakiś lalusiowaty blondynek, chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Droga pod salę biologiczną dłużyła mi się w nieskończoność, tym bardziej, że ten... Chris ciągle się na mnie gapił
- Co się tak patrzysz!? - zapytałam zdenerwowana, nie wytrzymując
- Zamyśliłem się - słychać było, że ściemnia
- Następnym razem zamyślaj się patrząc w sufit - wypaliłam - Tutaj znajduje się sala biologiczna - wskazałam mu drzwi po prawej stronie
- Dzięki, jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Wejdź do klasy - nie patrząc na niego udałam się w stronę składziku, jednak cały czas myślałam dlaczego tak na mnie patrzył. Kiedy mnie zaczepił, a ja się odwróciłam wyglądał, jakby się przestraszył...
- No nic... - mruknęłam do siebie pod nosem i wybrałam piłkę do siatkówki. Jednak w drodze powrotnej postanowiłam zahaczyć o łazienkę, spojrzałam w lustro. Wyglądałam tragicznie, byłam blada, pod oczami miałam wory, a na to nałożony ostry makijaż i jeszcze ten czarny lakier na paznokciach. Wzrok skierowałam na ubranie: miałam na sobie naciągnięty czarny t-shirt i wydarte jeansy. Może nie była to najlepsza stylizacja, ale jakoś nigdy nie obchodziło mnie to, jak wyglądam, przez tego lalusia działo się ze mną coś nie tak. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegar, na końcu korytarza
- Jasna cholera... - mruknęłam pod nosem, nie było nie już dobre 10 minut, facet się wkurzy. Zaczęłam biec w stronę sali, kiedy nagle poczułam ostry ból i upadek. Piłka wypadła mi z ręki i poturlała się pod czyjeś nogi. Zamroczyło mi się przed oczami, straciłam na moment świadomość. Poczułam, że ktoś klepie mnie po policzku, nie wiedziałam co się stało, chciałam temu komuś oddać, ale nie miałam siły ponieść ręki, otworzyłam powoli oczy. Minęła krótka chwila, zanim obraz przed oczami stał się wyraźny. Pochylone były nade mną dwie osoby, jakiś chłopak i chyba nauczycielka. Chciałam wstać, ale przyszył mnie straszny ból w głowie, dotknęłam się czoła, na ręce pozostał ślad krwi, zobaczyłam, że na końcu korytarza pojawił się w-f'ista z jakąś dziewczyną biegnący w moją stronę. Po chwili zaczęłam kojarzyć fakty, "przebiegałam właśnie obok sali biologicznej, kiedy ktoś z impetem otworzył drzwi, którymi oberwałam, upadłam i straciłam przytomność, a teraz wiszą nade mną babka z biologii i... Chris, który prawdopodobnie otworzył drzwi" zaczęłam odtwarzać sobie po kolei scenariusz w głowie.
- Lilly... to znaczy... Caroline, słyszysz mnie? - blondas był wyraźnie przerażony
- Ehe - wydukałam, Chris odetchnął i wstał, podszedł do w-f'isty i zaczął mu coś tłumaczyć, nadal klęczała przy mnie biolożka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz